Wyspa wydawała się promykiem światła w tych
wszechobecnych ciemnościach. Mimo, że wcześniej mała i szara, teraz sprawiała
wrażenie miłej i serdecznej. W jej środku mieściło się wysokie czarne drzewo o
poskręcanych gałęziach, a obok niego dwa równo ciosane kamienie o wielkości
dorównującej Lucjanowi. Biały kokon dalej leżał na brzegu; Filipek pomyślał, że
może być to czymś w rodzaju stracha na wróble, który odstrasza nieproszonych
gości, i chyba miał racje.
Na wyspie czekało na nich
jeszcze kilka gormitów; były one mniejsze od Lucjanka i wszystkie wydawały się
smutne. Miały pokraczne twarze i wątłe ciała, nie wyglądały jak okazy zdrowia,
raczej jak zmęczone życiem smutasy; jednak widok Babci Kazi, która wracała z
nowymi przyjaciółmi wyraźnie rozpromienił ich radością. Wcześniej bohaterowie
nie zauważyli ich, bo spryciarze wiedząc, że ktoś się zbliża ukryli się w
dziurach w ziemi, którymi pokryta była cała wyspa.
Gormity chcąc przywitać
gości ustawiły się na zbiórce w rzędzie, „bark w bark”, jeden obok drugiego. Babcia
Kazia czując się zobowiązana podchodziła z grupą naszych bohaterów do każdego z
nich i przedstawiała go z uśmiechem.
- Na tego mówimy Śmierdziuch, ten to Glizda, to jest
Odorek, ten tu Maruda, Orzeszek…- i tak wymieniała, aż Filipek naliczył
dwadzieścia trzy gormity. Kiedy skończyła przedstawiła z dużą uprzejmością
gości, po czym poprosiła, aby obok kamieni rozpalić ognisko. Gormity wiedząc co
będą za chwilę robić spełniły jej prośbę z ogromna radością.
Zdradzę wam
sekret: wszystkie gormity uwielbiają ciekawe historię i jeszcze ciekawsze
zagadki, to ich słabości, a zarazem wielka siła. Te, które potrafią mówić, a do
tego pięknie opowiadać historię traktowane są wyjątkowo i zawsze przy żarze
ogniska otoczone są wiernie wsłuchanymi w każde słowo gormitami.