Tajemniczy kształt był coraz bliżej. Na powierzchni
wody pojawiały się okręgi rozchodzące szeroko, aż do brzegów. Z wyspy
dochodziły przedziwne głosy; część szeptów, a inne z odwagą wykrzykujące coś w
niezrozumiałym języku. Wszędzie czuć było smród zgnilizny, jakby starych, nie zmienianych
przez miesiąc rycerskich skarpet Wacława (ale Wacław nie miał z tym nic
wspólnego!). Nasi bohaterowie ścisnęli się w grupie; trzymając w dłoniach broń
patrzyli na zbliżającego się potwora. Na ich czele stał Ryszard, który z miną
spragnioną walki wyczekiwał na pojawienie się przeciwnika. Filip stał za
pierwszym szeregiem rycerzy Ryszarda, obok Iwonki i Alfreda, a Promyk został
przy Olafie.
Kształt
był już przy brzegu; nagle wszystko ucichło, pozieleniała woda uspokoiła się, a
głosy na wyspie zamarły. Iwonka delikatnie rozluźniła palce, którymi trzymała
strzałę na napiętej cięciwie łuku. Złowieszcza cisza zmroziła wszystkich, a
gdzieś na wyspie usłyszeć można było gwizd jakby wiatru ocierającego się o
poskręcane gałęzie osmalonego drzewa.
- Wiedziałem, że to nic taki...- nie dokończył
Wacław, a z wody wyłonił się ogromny potwór: miał głowę cztery razy większą od
człowieka, twarz z drewna; jakby żywcem zdjętą z nietoperza. Barki szerokie z
pni drzewa, grube ręce zakończone szpiczastymi palcami i nogi z dwóch potężnych
drągów zginające się w kolanach. Jego tułów stworzony ze skały i drewna
porośnięty był białymi grzybami, ale to nie wszystko; na jego karku siedziała
zgarbiona staruszka, która wymachując drewnianą laską w stronę bohaterów krzyczała
jak szalona- „do boju gormiciku! Nie oddamy nikomu naszego domu!”. Potwór
wyskoczył z wody i wylądował na błotnistym brzegu. Był dwa razy większy od
Promyka, ale najgorsza była starsza kobieta, która wydzierała się swoim
skrzypiącym głosem. Stali tak rozwścieczeni, a gęsta, zielonkawa maź zmieszana
z wodą, spływała po nich niemrawo tworząc pod stopami kałużę.
Pierwszy
ku nim pobiegł Ryszard, a za nim jego wierni rycerze: Zygfryd, Krzysztof i
Wacław. Iwonka nie czekając wypuściła w stronę potwora strzałę, która przecięła
powietrze i wbiła się w jego bark. Wykrzywił się on z bólu, a jego oczy
zapłonęły wściekłością. Tupnął w złości swoją wielką jak pień dębu nogą z taką
siłą, aż rycerze wywrócili się na zabłoconą ścieżkę; Wacław niestety nie miał
zbyt dużo szczęścia i pośliznął się tak niefortunnie, że na plecach używając śliskiego
błota niczym ślizgawki wjechał pod same nogi potwora, wprost w zielonkawą
kałużę. Gormit złapał biednego rycerza w swoje przerażające szpony. Iwonka
szybko wypuściła ze swojego łuku kolejną strzałę skierowaną w głowę
przeciwnika, jednak tym razem szalona kobieta odbiła ją swoją drewnianą laską.
Szalona
kobieta nie marnując czasu zerwała z głowy potwora jeden z wygiętych rogów i
dmuchnęła przez niego w stronę Iwonki. Wyleciała z niego obrzydliwa zielonkawa
maź, która przyczepiła się do twarzy łuczniczki zaklejając jej oczy. Starając
się ścignąć paskudztwo z twarzy Iwonka zrobiła kilka kroków do tyłu i wpadła do
bagna, z którego przed chwilą wyciągnęli Olafa. Filipek z golemem rzucili się
jej na ratunek.
W
tym czasie potwór wpatrywał się swoimi czerwonymi ślepiami w Wacława; jego ręka
z każdą kolejną chwilą zamykała się mocniej na tułowiu bezbronnego rycerza.-
Poddajcie się i rzućcie broń inaczej wasi przyjaciele zginą!- wykrzyknęła
kobieta spluwając resztką zielonej mazi na ścieżkę. Ryszard widząc jak jego
mała dziewczynka znika w bagnie zgryzł w złości wargi, schował broń i czym
prędzej ruszył jej na ratunek.
- Odłóżcie broń!- krzyknął Alfred- walka z tą kobietą
i jej potworem nie ma sensu.
- To nie potwór brodaty skunksie, ale gormit!-
odpowiedziała wzburzona kobieta.
- Niech to będzie nawet latająca świnia, byle tylko
postawił mnie na ziemię!- Wydusił z siebie, ledwo dysząc Wacław.
- Dobrze Lucjanku- mówiła kobieta głaszcząc potwora
po grzywie na czubku głowy- Ci ludzie już się poddali, pokonaliśmy ich,
prawda!?- Kończąc krzyknęła, sprytnie pytając naszych bohaterów o wynik
starcia.
- Nigdy w życiu Ty stara ropucho!- Wacław wijąc się
nie chciał dać za wygraną- niech no się tylko wydostanę to Cię przerobie na
wióry ty… ty… ty drewniaku!- Skończył nie mogąc znaleźć słowa opisującego w
odpowiedni sposób potwora.
W
chaosie bitwy; kiedy Ryszard z Filipkiem i golemem wyciągali z bagna Iwonkę, a
Wacław miażdżony przez potężne dłonie potwora wykrzykiwał co chwilę nowe
obraźliwe przezwiska, Krzysztof nie zauważony zakradł się za plecy
przeciwników. Napiął mięśnie i pewnie wskoczył na grzbiet olbrzyma, który nawet
tego nie poczuł. Po cichu wspinał się na górę, aby unieszkodliwić szaloną
staruszkę.
- Droga staruszko, mam na imię Alfred, nie mamy wobec
Ciebie i Twojego potwora złych zamiarów- zaczął czarodziej uspokajając
atmosferę.
- To dlaczego napadacie na nasz dom, nazywacie
Lucjanka, dobrego gormita „potworem” i ciągle wydzieracie się, że zrobicie nam
krzywdę!?- przenikliwie zapytała staruszka, ale po chwili wzdrygnęła się-
Alfred, ten czarodziej?
- Tak, a to Filipek, syn króla spod Leśnej Góry,
golem Promyk, Ryszard Błękitne Ostrze i jego rycerze… no i oczywiście Fuksik,
który smacznie śpi w moim kapeluszu. Wyruszyliśmy z zamku, aby odnaleźć
dziewięć części siarkowego kryształu; chcieliśmy przenieść się do Płonącego
Lasu, ale magia nas zawiodła i wylądowaliśmy tutaj.
- To niemożliwe! Książe wraz z grupą poszukiwaczy
przygód zniknęli wiele lat temu pozostawiając Wieczną Gormitową Krainę
ciemnościom. Nikt nie wie co się z nimi stało, od dawna nikt ich nie widział,
ani o nich nie słyszał.
- To jest niemożliwe!- Wrzasnął zaskoczony Alfred-
Błądzimy po tych bagnach co najwyżej kilka dni, a nie kilka lat!- Alfred nie
mógł uwierzyć, a do drużyny to chyba na dotarło; część starała się zerwać z
twarzy Iwonki obrzydliwą zieloną maź, a pozostali skupili się na potworze;
jedynie Zygfryd opuścił broń i uważnie przysłuchiwał się słowom kobiety.
- W taki razie to wy byliście tymi rozbłyskami światła w oddali bagien…-
kobieta zamyśliła się, po czym poklepała dosiadanego gormita po karku i
szepnęła mu cos do ucha. Uścisk Lucjana osłabł i Wacław mógł złapać oddech,
jednak nie poruszał się w potężnych dłoniach, tylko zwisał bezsilnie
no Ciekawie ;) Podobają mi się imiona Ciekawie czekam dalej ;)
OdpowiedzUsuń