(spokojnie drogie dzieci Lucjan był dobrym gormitem i
nie zrobiłby mu krzywdy).
Nastąpiła
chwila ciszy, podczas której starsza kobieta przenikliwym wzrokiem badała
bohaterów; Alfred przyglądał się jej jakby trochę nieobecny, starając się
zrozumieć to co przed momentem usłyszał. Filipowi w końcu udało się zerwać
zielone paskudztwo z oczu Iwonki, która teraz leżała nieprzytomna w objęciach
Ryszarda, a Promyk pomagał wstać wycieńczonemu Olafowi. Zygfryd ściskając mocno
rękojeść swojego miecza napiął mięśnie na całym ciele i bacznie obserwował głowę
potwora. Naglę ruszył w jego kierunku, szybko niczym uderzająca błyskawica;
potwór upuścił Wacława do kałuży gotowy pochwycić nadciągającego rycerza w
swoje szpiczaste dłonie. W tym samym momencie za plecami staruszki pojawił się
Krzysztof; trzymając w rękach kawałek drewna zerwanego z grzbietu potwora
rzucił się na nią.- Nie Krzysztofie!- wrzasnął Zygfryd. Staruszka pewnym ruchem
odwróciła się za siebie i gdy zauważyła rycerza instynktownie uderzyła go laską
w głowę z taką siłą, że nieprzytomny wpadł do kałuży, obok Wacława. Rycerz i
gormit zatrzymali się naprzeciw siebie.
- Cóż to za honorowi rycerze króla, którzy z
kawałkiem drewna rzucają się na biedną staruszkę!?
- Mój rycerz jest honorowy, ale twój potwór wiedźmo
dusił mojego przyjaciela! On tylko stanął w jego obronie!- Wstając i napinając
się jak struna wrzasnął Ryszard.- Poza tym, „biedna staruszka” prócz tego, że
dosiada ogromnego potwora, to jeszcze pluje jakimś zielonym klejem w moją
córkę! Czy to jest honorowe!?- Ryszard wpadał w szał; jego kompani wiedzieli,
że jeszcze chwila i nic go nie powstrzyma.
- Po pierwsze to nie potwór tylko gormit!-
wrzeszczała starsza kobieta równie stanowczo jak Ryszard- a po drugie,
napadliście na nasz dom, a my się tylko bronimy! Poza tym, Twoja córka zrobiła
sobie tarczę strzelniczą z mojego przyjaciela! Jeszcze chwila i wyglądałby jak
jeż!
Staruszka
nie wytrzymała, zeskoczyła z karku gormita i pobiegła żwawym krokiem w stronę
Ryszarda; ten nie pozostał jej dłużny i również, wyciągając błękitne ostrze
rzucił się ku niej. Drewniana laska staruszki rozbłysła światłem tak jasnym, że
aż oślepiła resztę bohaterów, którzy zaniemówili z wrażenia i tylko stojąc z
opadniętymi szczękami starali się obserwować. Wszyscy znali upór i wściekłość
Ryszarda, jednak tylko Lucjan wiedział co Babcia Kazia (bo tak miała na imię
staruszka) wyczynia gdy wpada w bitewny szał.
Ich
bronie zderzyły się ze sobą wydając głośny brzdęk; o dziwo laska staruszki
teraz mieniła się blaskiem i wyglądała niczym przepiękna, stworzona ze światła
gwiazd buława. Wyrzucając sobie kto jest winny bardziej, kłócąc się czy Lucjan
jest potworem i czy Iwonka powinna w niego strzelać, czy są prawdziwymi
rycerzami króla i przede wszystkim czy są honorowi, walczyli ze sobą bardzo
długo. W tym czasie reszta drużyny razem usiadła na leżącym nieopodal pniu
drzewa i obserwowała; nawet Olaf pozbierał się i z zainteresowaniem śledził
starcie dwóch świetnych wojowników. Po dłuższym czasie słuchania krzyków Babci
Kazi i Ryszarda bohaterowie zrozumieli całe nieporozumienie; podobnie zresztą
jak i Lucjan, który mimo wcześniejszych przykrości przysiadł się do nich.
Zrobił to dość nieśmiało, ale cała drużyna, powitała go uśmiechami
przepraszając za to całe zamieszanie. W ten oto sposób wcześniejsi wrogowie,
teraz niemal jako towarzysze broni obserwowali zacięty pojedynek.
Mijały
kolejne minuty, a ich ruchy stawały się coraz wolniejsze. Publiczność czuła się
mocno znużona i uważała, że dalsza walka nie ma sensu; wszystko było już jasne.
Tylko Filipek wciąż skupiony dokładnie przyglądał się pojedynkowi wojowników;
zapisywał jak najwięcej w pamięci, aby w przyszłości wypróbować nowo poznane
ruchy. Wykorzystując wolny czas Lucjan wyciągnął ze swojego barku strzałę
Iwonki (o dziwo nie bolało go to), a ona, jak to córka poważanego generała z
pełnią honoru, przeprosiła go i podali sobie „dłoń” na zgodę. Nie umknęło to
uwadze Alfreda, dla którego dziwna wydawała się tak szybka ufność rycerzy do
gormita, a tak duży dystans do golema Promyka, jak również jego prywatnych (nie
zawsze skutecznych) zaklęć magicznych; coś musiało być na rzeczy, że rycerze
tak bardzo stronili od magii. W końcu oręż dwóch wyśmienitych wojowników zderzyła
się ze sobą po raz ostatni i oboje, nie mając już sił padli na wydeptaną
błotnistą ścieżkę.
Publiczność
wstała z miejsc i uśmiechnięta biła brawo, nawet Lucjan wykrzywił w dziwny
sposób swoją nietoperzą twarz, tak że sprawiał wrażenie szczęśliwego.
- Mam na imię Beli… ale tutaj… już od wielu lat
wszyscy mówią… na mnie Babcia Kazia- wyszeptała ledwo dysząc.
- Ryszard… Błękitne Ostrze, pierwszy generał króla…
teraz księcia Filipa- odpowiedział równie zmęczony, po czym wstał i słaniając
się na nogach podszedł do Babci Kazi. – Świetna walka- wypowiedział z ogromnym
szacunkiem i pomógł starszej kobiecie wstać.
- W takim razie to prawda… wciąż żyjecie… jest
jeszcze nadzieja- Wyszeptała i uśmiechając się poklepawszy Ryszarda po plecach.
On odpowiedział uśmiechem.
Kiedy wszyscy
kulturalnie przedstawili się sobie i wyjaśnili niezręczne nieporozumienie,
podali sobie ręce na zgodę i umówili się, że nie będą już dyskutować o tym kto
za to nieporozumienie ponosi większa winę. Właśnie wtedy doszło do nich, że
stoją po tej samej stronie; to znaczy Babcia Kazia i Lucjan, podobnie jak grupa
naszych bohaterów walczą ze złem. Kiedy to już stało się jasne, Lucjan na swoim
grzbiecie zabrał całą drużynę na wyspę, gdzie wcześniej Iwonka dostrzegła biała
skóra bagiennego węża. Czekały tam na nich już inne gormity i wiele ciekawych
historii, które miały zostać opowiedziane.
Co będzie dalej???? I kiedy??
OdpowiedzUsuńświetnie się rozwija
http://zapisanewmgle.blogspot.com/