środa, 27 marca 2013

Rozdział 5 A to co? cz.2



(spokojnie drogie dzieci Lucjan był dobrym gormitem i nie zrobiłby mu krzywdy).
            Nastąpiła chwila ciszy, podczas której starsza kobieta przenikliwym wzrokiem badała bohaterów; Alfred przyglądał się jej jakby trochę nieobecny, starając się zrozumieć to co przed momentem usłyszał. Filipowi w końcu udało się zerwać zielone paskudztwo z oczu Iwonki, która teraz leżała nieprzytomna w objęciach Ryszarda, a Promyk pomagał wstać wycieńczonemu Olafowi. Zygfryd ściskając mocno rękojeść swojego miecza napiął mięśnie na całym ciele i bacznie obserwował głowę potwora. Naglę ruszył w jego kierunku, szybko niczym uderzająca błyskawica; potwór upuścił Wacława do kałuży gotowy pochwycić nadciągającego rycerza w swoje szpiczaste dłonie. W tym samym momencie za plecami staruszki pojawił się Krzysztof; trzymając w rękach kawałek drewna zerwanego z grzbietu potwora rzucił się na nią.- Nie Krzysztofie!- wrzasnął Zygfryd. Staruszka pewnym ruchem odwróciła się za siebie i gdy zauważyła rycerza instynktownie uderzyła go laską w głowę z taką siłą, że nieprzytomny wpadł do kałuży, obok Wacława. Rycerz i gormit zatrzymali się naprzeciw siebie.
- Cóż to za honorowi rycerze króla, którzy z kawałkiem drewna rzucają się na biedną staruszkę!?
- Mój rycerz jest honorowy, ale twój potwór wiedźmo dusił mojego przyjaciela! On tylko stanął w jego obronie!- Wstając i napinając się jak struna wrzasnął Ryszard.- Poza tym, „biedna staruszka” prócz tego, że dosiada ogromnego potwora, to jeszcze pluje jakimś zielonym klejem w moją córkę! Czy to jest honorowe!?- Ryszard wpadał w szał; jego kompani wiedzieli, że jeszcze chwila i nic go nie powstrzyma.
- Po pierwsze to nie potwór tylko gormit!- wrzeszczała starsza kobieta równie stanowczo jak Ryszard- a po drugie, napadliście na nasz dom, a my się tylko bronimy! Poza tym, Twoja córka zrobiła sobie tarczę strzelniczą z mojego przyjaciela! Jeszcze chwila i wyglądałby jak jeż!
            Staruszka nie wytrzymała, zeskoczyła z karku gormita i pobiegła żwawym krokiem w stronę Ryszarda; ten nie pozostał jej dłużny i również, wyciągając błękitne ostrze rzucił się ku niej. Drewniana laska staruszki rozbłysła światłem tak jasnym, że aż oślepiła resztę bohaterów, którzy zaniemówili z wrażenia i tylko stojąc z opadniętymi szczękami starali się obserwować. Wszyscy znali upór i wściekłość Ryszarda, jednak tylko Lucjan wiedział co Babcia Kazia (bo tak miała na imię staruszka) wyczynia gdy wpada w bitewny szał.
            Ich bronie zderzyły się ze sobą wydając głośny brzdęk; o dziwo laska staruszki teraz mieniła się blaskiem i wyglądała niczym przepiękna, stworzona ze światła gwiazd buława. Wyrzucając sobie kto jest winny bardziej, kłócąc się czy Lucjan jest potworem i czy Iwonka powinna w niego strzelać, czy są prawdziwymi rycerzami króla i przede wszystkim czy są honorowi, walczyli ze sobą bardzo długo. W tym czasie reszta drużyny razem usiadła na leżącym nieopodal pniu drzewa i obserwowała; nawet Olaf pozbierał się i z zainteresowaniem śledził starcie dwóch świetnych wojowników. Po dłuższym czasie słuchania krzyków Babci Kazi i Ryszarda bohaterowie zrozumieli całe nieporozumienie; podobnie zresztą jak i Lucjan, który mimo wcześniejszych przykrości przysiadł się do nich. Zrobił to dość nieśmiało, ale cała drużyna, powitała go uśmiechami przepraszając za to całe zamieszanie. W ten oto sposób wcześniejsi wrogowie, teraz niemal jako towarzysze broni obserwowali zacięty pojedynek.
            Mijały kolejne minuty, a ich ruchy stawały się coraz wolniejsze. Publiczność czuła się mocno znużona i uważała, że dalsza walka nie ma sensu; wszystko było już jasne. Tylko Filipek wciąż skupiony dokładnie przyglądał się pojedynkowi wojowników; zapisywał jak najwięcej w pamięci, aby w przyszłości wypróbować nowo poznane ruchy. Wykorzystując wolny czas Lucjan wyciągnął ze swojego barku strzałę Iwonki (o dziwo nie bolało go to), a ona, jak to córka poważanego generała z pełnią honoru, przeprosiła go i podali sobie „dłoń” na zgodę. Nie umknęło to uwadze Alfreda, dla którego dziwna wydawała się tak szybka ufność rycerzy do gormita, a tak duży dystans do golema Promyka, jak również jego prywatnych (nie zawsze skutecznych) zaklęć magicznych; coś musiało być na rzeczy, że rycerze tak bardzo stronili od magii. W końcu oręż dwóch wyśmienitych wojowników zderzyła się ze sobą po raz ostatni i oboje, nie mając już sił padli na wydeptaną błotnistą ścieżkę.
            Publiczność wstała z miejsc i uśmiechnięta biła brawo, nawet Lucjan wykrzywił w dziwny sposób swoją nietoperzą twarz, tak że sprawiał wrażenie szczęśliwego.
- Mam na imię Beli… ale tutaj… już od wielu lat wszyscy mówią… na mnie Babcia Kazia- wyszeptała ledwo dysząc.
- Ryszard… Błękitne Ostrze, pierwszy generał króla… teraz księcia Filipa- odpowiedział równie zmęczony, po czym wstał i słaniając się na nogach podszedł do Babci Kazi. – Świetna walka- wypowiedział z ogromnym szacunkiem i pomógł starszej kobiecie wstać.
- W takim razie to prawda… wciąż żyjecie… jest jeszcze nadzieja- Wyszeptała i uśmiechając się poklepawszy Ryszarda po plecach. On odpowiedział uśmiechem.
            Kiedy wszyscy kulturalnie przedstawili się sobie i wyjaśnili niezręczne nieporozumienie, podali sobie ręce na zgodę i umówili się, że nie będą już dyskutować o tym kto za to nieporozumienie ponosi większa winę. Właśnie wtedy doszło do nich, że stoją po tej samej stronie; to znaczy Babcia Kazia i Lucjan, podobnie jak grupa naszych bohaterów walczą ze złem. Kiedy to już stało się jasne, Lucjan na swoim grzbiecie zabrał całą drużynę na wyspę, gdzie wcześniej Iwonka dostrzegła biała skóra bagiennego węża. Czekały tam na nich już inne gormity i wiele ciekawych historii, które miały zostać opowiedziane.
    

1 komentarz:

  1. Co będzie dalej???? I kiedy??
    świetnie się rozwija




    http://zapisanewmgle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń