niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 4 Nieoczekiwany obrót spraw cz.1



         Wydawało się, że podróż trwała tyle co mrugnięcie powiek; niestety ku zaskoczeniu bohaterów ciemność zniknęła tylko po to, aby ich oczom ukazać skąpane w mroku bagna rozpościerające się wszędzie gdzie nie spojrzeć. Mrok był tak gęsty, że blask oddalonych gwiazd tworzył korytarze światła, które niczym ostatni promyk nadziei przedzierały się przez ciężkie chmury, ostatkiem sił dotykając ziemi. W tej niemrawej jasności z bagien wyrastały pojedyncze konary czarnych osmalonych drzew, a także wysokie pożółkłe trawy pochylone nad ciemnymi wodami zalewającymi cały obszar tworząc ogromne mokradła. Na wysokość pasa bohaterów unosiła się delikatna mgła skutecznie ukrywając znajdujące się pomiędzy błotem nieduże dróżki, gdzie trawa mieniła się jeszcze delikatną zielenią. To złowieszcze miejsce przygotowało wiele pułapek na nieostrożnych wędrowców.
          Nasi bohaterowie stali po kolana zanurzeni w błocie, zimny wiatr owiewał ich twarze, a smród zgnilizny dobierał się do nozdrzy. Mimo tego w głowach ciągle dudniło im echo obietnicy Filipka.
- Czarodzieju, gdzie  ty nas przeniosłeś?- zaczął Ryszard rozglądając się badawczo.
- Nie wiem- odpowiedział Alfred mocno zamyślony.
- Jak to nie wiesz!?- wybuchnął- intuicja podpowiadała mi, żeby nie ufać czarodziejom i nieznanej magii!
- Panie… Ryszardzie… ale… spokojnie. Przecież mówiłem, że klepsydra czasu… i… coś może pójść nie tak…- Alfred jąkał się zakłopotany. Drapał się po czole, albo nawijał na palec włosy swojej długiej siwej brody, starając się zrozumieć co to za miejsce. 
- Być może, ale nie mówiłeś, że przeniesiemy się do innego świata! To nie wygląda na Płonący Las! W ogóle nie znam tego miejsca, a podróżowałem niemal po całej Wiecznej Gormitowej Krainie!- krzyczał zdenerwowany. Ryszard nigdy nie ufał czarodziejom, a tym bardziej nieznanej magii, ale kiedy spostrzegł, że Filipek dokładnie mu się przygląda, uspokoił się i zagryzł wargi.
            „Jak to możliwe, że najznamienitszy generał mojego ojca jest tak wybuchowy? Przecież ma on dawać przykład innym? Chyba, ze w tym szaleństwie tkwi jego siła. Gdy wpadnie w szał i dobędzie swój ogromny miecz lepiej nie wchodzić mu w drogę. Już sama postura Ryszarda budzi szacunek i ta pokryta bliznami twarz, na pewno walczył w wielu bitwach.”- pomyślał Filipek.
- Nie mogliśmy przenieść się do innego świata, to niemożliwe- Czarodziej zamyślony starał się wytłumaczyć przed drużyną.
- Książę to dziwne, ale nie czuję mocy żadnej z części kryształu. Nie znam również miejsca, w którym jesteśmy- wtrącił golem.
- Spójrzcie! Tam w oddali!- Krzyknęła Iwonka wskazując palcem odległe jasne punkty.- To przecież Płonący Las. Wszyscy dokładnie przyjrzeli się światełkom.
- Jeżeli to Płonący Las, a wszystko na to wskazuje powinniśmy być w okolicy Równiny Pokoju, ale to na pewno nie jest Równina Pokoju- powiedział Ryszard zniechęcony i wciąż zdenerwowany.
- Może to to, co po niej zostało?- Alfred powiedział głośno, po czym ponownie zamyślił się i mówił dalej jakby tylko do siebie.- Bywa, że podróże w czasie wydłużają się, dlatego są takie niebezpieczne; zniszczenie kryształu, sen króla, uwięzienie Strażnika Wieży Słonecznej, Planeta Księżycowa i te przeklęte ciemności… tak, to wszystko mogło wpłynąć na moc klepsydry czasu.- Rozważał mrucząc sam do siebie, ale na tyle głośno, że słyszała go reszta drużyny.
- W takim razie to może być Płonący Las!- krzyknęła Iwonka przerywając jego rozważania. Starzec wyrwał się z zamyślenia, wstał i spojrzał swoim już starym, jednak wciąż przenikliwym wzrokiem w dal i powiedział.
- Tak, to na pewno jest Płonący Las.
            Filipek tylko przysłuchiwał się rozmowie przez cały czas zastanawiając się nad tym co powiedzieć. Zdawał sobie sprawę z tego, że oczy wszystkich skierowane są na niego i podczas kiedy ojciec zasnął on jest tym w kim towarzysze upatrują nadzieję na powodzenie wyprawy. Dlatego musiał być dzielny i pokazać, że w jego sercu nie ma lęku. Tłumiąc emocje uśmiechnął się i zaczął.
- Alfredzie, czy jesteś pewny, że te punkty w oddali to Płonący Las?
- Tak Filipku, jestem pewien.
- Ja również- wtrącił się Ryszard- podobnie jak Iwonka i reszta moich rycerzy.- Rycerze pokornie kiwnęli głową nie odzywając się. Byli bardzo spokojni jak na zaistniałą sytuację, na pewno nie raz byli w większych opałach.
- Ja również tak uważam- dopowiedział Promyk.
- W takim razie ruszajmy w drogę. Musimy pokonać te bagna i dotrzeć do Płonącego Lasu. Jedna z części kryształu już pewnie tam na nas czeka.
            Słowa Filipka wypowiedziane jakby bez większych emocji wzbudziły podziw wśród rycerzy, jednak Alfred i Promyk wyczuli niepewność księcia i rozumieli jak ogromny ciężar spoczął na jego barkach. W głębi siebie postanowili, że zrobią wszystko, aby mu pomóc. Nie tracąc czasu kompania dzielnych bohaterów ruszyła wąską pożółkłą ścieżką poprzez roztaczające się wokoło bagna.

2 komentarze:

  1. Tytuł rozdziału bardzo trafny :). Historia robi się coraz ciekawsza..

    OdpowiedzUsuń
  2. dobre. rzekłabym bardzo dobre.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń