Wydawało się, że podróż trwała
tyle co mrugnięcie powiek; niestety ku zaskoczeniu bohaterów ciemność zniknęła
tylko po to, aby ich oczom ukazać skąpane w mroku bagna rozpościerające się
wszędzie gdzie nie spojrzeć. Mrok był tak gęsty, że blask oddalonych gwiazd
tworzył korytarze światła, które niczym ostatni promyk nadziei przedzierały się
przez ciężkie chmury, ostatkiem sił dotykając ziemi. W tej niemrawej jasności z
bagien wyrastały pojedyncze konary czarnych osmalonych drzew, a także wysokie
pożółkłe trawy pochylone nad ciemnymi wodami zalewającymi cały obszar tworząc
ogromne mokradła. Na wysokość pasa bohaterów unosiła się delikatna mgła
skutecznie ukrywając znajdujące się pomiędzy błotem nieduże dróżki, gdzie trawa
mieniła się jeszcze delikatną zielenią. To złowieszcze miejsce przygotowało
wiele pułapek na nieostrożnych wędrowców.
Nasi
bohaterowie stali po kolana zanurzeni w błocie, zimny wiatr owiewał ich twarze,
a smród zgnilizny dobierał się do nozdrzy. Mimo tego w głowach ciągle dudniło
im echo obietnicy Filipka.
- Czarodzieju, gdzie ty nas przeniosłeś?- zaczął Ryszard
rozglądając się badawczo.
- Nie wiem- odpowiedział Alfred
mocno zamyślony.
- Jak to nie wiesz!?- wybuchnął-
intuicja podpowiadała mi, żeby nie ufać czarodziejom i nieznanej magii!
- Panie… Ryszardzie… ale… spokojnie.
Przecież mówiłem, że klepsydra czasu… i… coś może pójść nie tak…- Alfred jąkał
się zakłopotany. Drapał się po czole, albo nawijał na palec włosy swojej długiej
siwej brody, starając się zrozumieć co to za miejsce.
- Być może, ale nie mówiłeś, że
przeniesiemy się do innego świata! To nie wygląda na Płonący Las! W ogóle nie
znam tego miejsca, a podróżowałem niemal po całej Wiecznej Gormitowej Krainie!-
krzyczał zdenerwowany. Ryszard nigdy nie ufał czarodziejom, a tym bardziej
nieznanej magii, ale kiedy spostrzegł, że Filipek dokładnie mu się przygląda,
uspokoił się i zagryzł wargi.
„Jak
to możliwe, że najznamienitszy generał mojego ojca jest tak wybuchowy? Przecież
ma on dawać przykład innym? Chyba, ze w tym szaleństwie tkwi jego siła. Gdy
wpadnie w szał i dobędzie swój ogromny miecz lepiej nie wchodzić mu w drogę.
Już sama postura Ryszarda budzi szacunek i ta pokryta bliznami twarz, na pewno
walczył w wielu bitwach.”- pomyślał Filipek.
- Nie mogliśmy przenieść się do
innego świata, to niemożliwe- Czarodziej zamyślony starał się wytłumaczyć przed
drużyną.
- Książę to dziwne, ale nie czuję
mocy żadnej z części kryształu. Nie znam również miejsca, w którym jesteśmy-
wtrącił golem.
- Spójrzcie! Tam w oddali!-
Krzyknęła Iwonka wskazując palcem odległe jasne punkty.- To przecież Płonący
Las. Wszyscy dokładnie przyjrzeli się światełkom.
- Jeżeli to Płonący Las, a
wszystko na to wskazuje powinniśmy być w okolicy Równiny Pokoju, ale to na pewno
nie jest Równina Pokoju- powiedział Ryszard zniechęcony i wciąż zdenerwowany.
- Może to to, co po niej
zostało?- Alfred powiedział głośno, po czym ponownie zamyślił się i mówił dalej
jakby tylko do siebie.- Bywa, że podróże w czasie wydłużają się, dlatego są
takie niebezpieczne; zniszczenie kryształu, sen króla, uwięzienie Strażnika
Wieży Słonecznej, Planeta Księżycowa i te przeklęte ciemności… tak, to wszystko
mogło wpłynąć na moc klepsydry czasu.- Rozważał mrucząc sam do siebie, ale na
tyle głośno, że słyszała go reszta drużyny.
- W takim razie to może być
Płonący Las!- krzyknęła Iwonka przerywając jego rozważania. Starzec wyrwał się
z zamyślenia, wstał i spojrzał swoim już starym, jednak wciąż przenikliwym
wzrokiem w dal i powiedział.
- Tak, to na pewno jest Płonący
Las.
Filipek
tylko przysłuchiwał się rozmowie przez cały czas zastanawiając się nad tym co
powiedzieć. Zdawał sobie sprawę z tego, że oczy wszystkich skierowane są na
niego i podczas kiedy ojciec zasnął on jest tym w kim towarzysze upatrują
nadzieję na powodzenie wyprawy. Dlatego musiał być dzielny i pokazać, że w jego
sercu nie ma lęku. Tłumiąc emocje uśmiechnął się i zaczął.
- Alfredzie, czy jesteś pewny, że
te punkty w oddali to Płonący Las?
- Tak Filipku, jestem pewien.
- Ja również- wtrącił się Ryszard-
podobnie jak Iwonka i reszta moich rycerzy.- Rycerze pokornie kiwnęli głową nie
odzywając się. Byli bardzo spokojni jak na zaistniałą sytuację, na pewno nie
raz byli w większych opałach.
- Ja również tak uważam-
dopowiedział Promyk.
- W takim razie ruszajmy w drogę.
Musimy pokonać te bagna i dotrzeć do Płonącego Lasu. Jedna z części kryształu
już pewnie tam na nas czeka.
Słowa
Filipka wypowiedziane jakby bez większych emocji wzbudziły podziw wśród
rycerzy, jednak Alfred i Promyk wyczuli niepewność księcia i rozumieli jak
ogromny ciężar spoczął na jego barkach. W głębi siebie postanowili, że zrobią
wszystko, aby mu pomóc. Nie tracąc czasu kompania dzielnych bohaterów ruszyła
wąską pożółkłą ścieżką poprzez roztaczające się wokoło bagna.
Tytuł rozdziału bardzo trafny :). Historia robi się coraz ciekawsza..
OdpowiedzUsuńdobre. rzekłabym bardzo dobre.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam