Kiedy ciemności okryły Wieczną
Gormitową Krainę, a Filipek wraz z golemem Promykiem planowali jak odzyskać
części siarkowego kryształu, do zamku na Leśnej Górze przybył oddział oddanych
rycerzy króla. Prowadził ich osławiony generał Ryszard Błękitne Ostrze; tak ten
Ryszard, który podobno jednym potężnym uderzeniem swojego legendarnego miecza
pokonał trzy złe gormity lawy. Oddział składający się z trzydziestu
najznamienitszych rycerzy przejechał na swoich karych koniach przez bramę i
zatrzymał się przed wejściem do zamku.
W
tym czasie Filipek krzątał się po oświeconej blaskiem wielu świec zamkowej
bibliotece szukając map Wiecznej Gormitowej Krainy. Biblioteka była ogromna,
posiadała wielkie zbiory ksiąg, które dokładnie ułożone na sięgających niemal
do sufitu regałach czekały na swoich szczęśliwych znalazców. Mimo, że ciężko
było się do niej dostać, gdyż mieściła się w najwyższej wieży zamku na Leśnej
Górze i prowadziły do niej, aż sto dwadzieścia trzy kręte schody to Filipek
często tam bywał. Najczęściej czytał legendy o osławionych bohaterach, którzy
bez lęku w sercu wyruszali ku przygodzie i marzył, że kiedyś wyruszy na swoją
własną. Jego marzenie właśnie się spełniało.
- Nie wierzę w to! Mieliśmy
wyruszyć od razu, a już drugi dzień zbieramy się i ciągle tu jesteśmy! Jak tak
dalej pójdzie to nie odzyskamy wszystkich części kryształu, a tato nigdy się
nie obudzi… i do tego jeszcze te ciemności!- Wrzeszczał podenerwowany Filipek
co chwilę wyrzucając za siebie pożółkłe pergaminy. Naprawdę nie mógł doczekać
się przygody, jednak coś w głębi nie pozwalało mu opuścić zamku. Czuł, że to
jego serce, które każe nie zostawiać w samotności śpiącego ojca; i tak biegał
od regału do regału czekając na coś co miało nadejść.
- Książę, mówiłem przecież, że
potrafię wyczuć gdzie znajdują się odłamki kryształu. Nie musimy marnować
czasu- zaczął spokojnym, trochę mechanicznym głosem golem.
- Tak wiem, ale łatwiej nam będzie
jeżeli znajdę tę mapę. Gdzie ona jest?- szamocąc się sięgnął ręką głęboko za
ciasno ustawione na jednym z regałów książki.- Gdzieś tutaj musi być… pamiętam
jak gdzieś ją kładłem… zaraz, zaraz, mapa z drogą do Płonącego Lasu.- szeptał
pod nosem szperając za książkami.
- Tego szukasz?- zabrzmiał za
jego plecami dźwięczny głos. Filipek odwrócił się i spostrzegł postać starca z
długą siwą brodą i szpiczastym kapeluszem: w jednej ręce trzymał wysoką na dwa
metry drewnianą laskę, a w drugiej rozwinięty pergamin, na którym znajdowała
się mapa całej gormitowej krainy.
- Wujku czarodzieju!- krzyknął
Filipek i rzucił mu się w ramiona.- gdzie byłeś? Czekaliśmy na ciebie z
niecierpliwością.
- Oj drogi Filipku, kiedy
usłyszałem jak wiatr szepcze historię twojego ojca, że zasnął i tylko ponowne
połączenie odłamków kryształu może go obudzić postanowiłem jak najszybciej
przenieść się do zamku na Leśnej Górze! Jednak jestem już stary i do tego te
ciemności, które pojawiły się tak nagle…- starzec zamyślił się głęboko, ale po
chwili zaczął mówić dalej.- no i właśnie nie mogłem odnaleźć mojej księgi
zaklęć, a potem kiedy w końcu ją znalazłem zniknął mój kot! Mały Fuksik gdzieś
się zapodział. I wiesz co się potem okazało? Że spryciarz przez cały czas był w
moim kapeluszu! Spójrz.- Starzec zawołał głośno Fuksika, długi kapelusz
otworzył się w połowie i wyłonił się z niego mały rudy kot. Przeciągnął się
leniwie po długiej drzemce, po czym nawet nie otwierając oczu zamknął kapelusz.
Filipek
podobnie jak golem stał osłupiały wpatrując się w starca i w jego dziwny
niebieski kapelusz.
- Wujku Alfredzie (bo tak na imię
było temu dziwnemu starszemu panu) to naprawdę interesująca historia, ale
Chorobiusz oszalał i stara się zdobyć wszystkie części kryształu dla siebie!
Wciąż nie wiemy czy jakiegoś nie odnalazł! – Książę krzyczał zdenerwowany z
powodu swojej bezradności, a radość z wizyty wujka pękła niczym mydlana bańka;
tak bardzo pragnął, aby król otworzył oczy. Czarodziej w tym czasie zamyślił
się głęboko, a jego wzrok spoczął na regałach z książkami.
- Nie odnalazł- odpowiedział
golem.- wyczuwam moc odłamków kryształu i wiem gdzie się znajdują książę.
- Całe szczęście! Promyku, ciągle
zapominam, że potrafisz je wyczuć. Proszę powiedz czy najbliższy odłamek dalej
znajduje się w Płonącym Lesie?- mówił coraz bardziej przejęty.
- Tak książę, ale wyczuwam jak
jego moc powoli rośnie. Być może zbliża się do niego ktoś kto już posiada jeden
z odłamków.
- A niech mnie! Na moją siwą
brodę, czy to golem Strażnika Światła? Skąd on się tu wziął!?- Wykrzyknął
czarodziej ocknąwszy się z zamyślenia. Był niesamowicie podekscytowany i wręcz
nie mógł uwierzyć, że to naprawdę on. Z miną szaleńca wlepił w niego wzrok i
badał go od stóp, aż po masywną kamienną głowę. Była ona okrągła i widniała na
niej bardzo ludzka, o zimnych nieczułych rysach twarz; Jego szerokie bary i
potężne ramiona, z których ku ziemi ciągnęły się szerokie, pięknie zdobione w
przeróżne wzory ręce sięgały niemal do jego kolan; Ciało mimo, że zbudowane z
kamienia posiadało jakby rozświetloną światłem skórę (poświata była lekka,
jednak w blasku świec tworzyła przepiękny efekt), a jego masywna sylwetka
wznosiła się o głowę ponad i tak już wysokiego jak na ludzi czarodzieja.
- Tak, przysłał go Strażnik
Światła, aby pomógł mi odnaleźć wszystkie części siarkowego kryształu.-
Filipkowi zdawało się jakby mówił to w powietrze. Wujek Alfred był tak przejęty
golemem, że na nic już nie zwracał uwagi (oczywiście oprócz Promyka).
- A niech mnie- bąknął pod nosem
niczym zahipnotyzowany.- Dużo o nim słyszałem, trochę też czytałem, ale nigdy
nie widziałem na własne oczy. W świecie czarodziejów to naprawdę niesamowity
okaz. Strażnik podobno ulepił go ze skały i najczystszego światła, naprawdę
niesamowite.- Mówił przyglądając się coraz dokładniej. Nawet kot wychylił się z
kapelusza, aby rzucić ciekawskim okiem. Nagle golem nie wytrzymał.
-
„Aaa psik!” odsuń się starcze- głośno kichnął odsuwając się od
czarodzieja- i zabierz ode mnie to stworzenie!- wzburzył się z wyraźnym
niesmakiem.
„Tak
potężny wojownik miał uczulenie na koty? Jak on może mi pomóc w walce z
potworami kiedy nie potrafi poradzić sobie z małym zwierzakiem? Nie, to
niemożliwe, Strażnik na pewno nie otaczałby się słabeuszami.”- Pomyślał Filipek
przełykając nerwowo ślinę.
- Ty czujesz? To niesamowite,
naprawdę niesamowite- mówił zafascynowany, nie mogąc odkleić od niego wzroku.
- „Aaa psik!” a nie widać, a nie
słychać? Powtarzam zabierz ode mnie to stworzenie.- Fuksik czując się
nieakceptowany zadarł nosek i obrażony schował się z powrotem do kapelusza.
Nagle
drzwi biblioteki otworzyły się z trzaskiem i wszedł przez nie żwawym krokiem
Ryszard Błękitne Ostrze. Jego gustowny karmazynowy płaszcz sunął za nim po
posadzce biblioteki odsłaniając złotą rękojeść legendarnego Błękitnego Ostrza przypiętego do pasa,
a także przepiękną srebrną zbroję bogato zdobioną w czarne niczym noc wzory.
Towarzyszyło mu czterech zdyszanych rycerzy, których ciężkie grafitowe zbroje
na pewno nie ułatwiały drogi po schodach. Stanęli oni przy drzwiach obserwując
całe pomieszczenie bardzo dokładnie. Po jego prawicy lekkim, zgrabnym krokiem
szła kobieta, która w prawej ręce trzymała miecz, ale oczywiście kiedy
zauważyła, że wszyscy są bezpieczni i nie dzieje się nic złego schowała go do
pochwy (bo to bardzo niekulturalnie wchodzić do czyjejś biblioteki z mieczem).
Miała długie kręcone kasztanowe włosy opadające na dobrze przylegającą do ciała
lekką zbroje, która pozwalała jej na delikatność i swobodę ruchu. Blask jej
szmaragdowych oczu rozświetlał całą twarz zdradzając szlachetną krew i czyste
serce. Wzrok Filipka przykuł jednak niesiony przez nią na plecach pięknie
zdobiony złoty łuk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz